Roczna dopuszczalna dawka promieniowania dla pracowników przemysłu jądrowego może być 20 razy większa niż dla "zwykłego Kowalskiego" - fizyk z Instytutu Problemów Jądrowych w Świerku Krzysztof Fornalski.
Jak wyjaśnił Fornalski, według polskiego prawa atomowego, roczna dopuszczalna dawka promieniowania dla zwykłego człowieka wynosi jeden milisiwert, inaczej mówiąc tysiąc mikrosiwertów, pochodzących od źródeł sztucznych, poza medycznymi. Podobne rozwiązania funkcjonują również w innych krajach.
Według informacji japońskich służb, na terenie elektrowni Fukushima I we wtorek o godz. 7.30 czasu polskiego promieniowanie wynosiło ok. 500 mikrosiwertów na godzinę. Oznaczałoby to, że znajdujący się tam zwykli ludzie mogliby w ciągu dwóch godzin otrzymać dopuszczalną roczną dawkę. Jednak normy dla pracowników przemysłu jądrowego są mniej wyśrubowane. Dlatego częściej przechodzą oni badania lekarskie i są otoczeni dodatkową opieką.
"Dla ludzi, którzy są sporadycznie narażeni na kontakt z promieniowaniem, dopuszczalna roczna dawka wynosi sześć milisiwertów, a dla pracowników, którzy mają praktycznie codzienną styczność z promieniowaniem, czyli np. obsługi reaktorów, czy osób pracujących przy przetwarzaniu źródeł promieniowania, jest to 20 milisiwertów rocznie" - powiedział Fornalski.
Wyjaśnił, że norma dla "zwykłego śmiertelnika" różni się od norm dla pracowników przemysłu jądrowego, ponieważ w przyjętych regulacjach uwzględnia się tzw. dawkę kolektywną, przypadającą na grupę ludzi.
"Przy czym prawo to nie jest stosowane zbyt konsekwentnie. Np. do dopuszczalnej dawki nie wlicza się promieniowania przyjętego w trakcie procedur medycznych, a zwykły rentgen płuc wiąże się z dawką promieniowania rzędu jednego milisiwerta. A zdarza się, że pacjent musi badanie powtórzyć. Ponadto inne procedury diagnostyczne, np. tomografia komputerowa lub PET, to jeszcze większe dawki" - tłumaczył.
Poziom promieniowania w Fukushima I był we wtorek w nocy wysoki. O godz. 1 czasu polskiego wynosił przy bramie elektrowni 11 930 mikrosiwertów (prawie 12 milisiwerstów) na godzinę, a bezpośrednio po wybuchu w sąsiedztwie uszkodzonego reaktora zanotowano nawet 400 milisiwertów na godzinę.
Fornalski zaznaczył, że dawki, które zmierzono przy bramie są znaczące i nie należy ich lekceważyć. "Dawki rzędu kilkudziesięciu milisiwertów na godzinę są niebezpieczne dla zdrowia w przypadku wielogodzinnego narażenia. Jeśli można, trzeba czas narażenia zawsze skracać do minimum" - podkreślił. Dodał, że prawo atomowe przewiduje możliwość ekspozycji ochotników usuwających zagrożenie przy tego typu awariach na dawki do 100 milisiwertów, a jeśli w grę wchodzi ratowanie życia ludzi, to nawet do 500 milisiwertów.
Z kolei poziom promieniowania w bezpośrednim otoczeniu reaktora po awarii Fornalski określił jako bardzo groźny. "400 milisiwertów na godzinę jest dużą dawką, a właściwie mocą dawki. Pierwsze niewielkie skutki negatywne dla zdrowia mogą pojawić się już od 200 milisiwertów, czyli po przebywaniu w takim miejscu przez pół godziny. Pamiętajmy też, że owe negatywne skutki nie pojawią się od razu. Może minąć nawet wiele lat. Średni okres inkubacji nowotworu to 10 lat. Może też nie być żadnych skutków zdrowotnych, to zależy od organizmu" - tłumaczył fizyk.
Zaznaczył jednak, że chociaż na terenie elektrowni promieniowanie znacznie przekracza przyjęty przez prawo bezpieczny poziom, to do dawki śmiertelnej jest jeszcze bardzo daleko.
"Istnieje pojęcie LD-50 (lethal dose 50 proc.). Oznacza to dawkę, po otrzymaniu której połowa populacji umiera po miesiącu (przy braku leczenia). Dla ludzi LD-50 wynosi około 3,5 siwerta, czyli 3500 milisiwertów. Niektóre źródła podają od 3 do nawet 5 siwertów" - podkreślił Fornalski.
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |