Od początku 2015 r. amerykańska Federalna Administracja Lotnictwa (ang. Federal Aviation Administration - FAA) otrzymała ponad 650 zgłoszeń o kolizjach dronów w USA - to trzykrotnie więcej niż w całym ubiegłym roku.
Po drugiej stronie Pacyfiku nikt nie prowadzi takich statystyk, ale w sam tylko wieżowiec Taipei 101 na Tajwanie miesięcznie uderzają średnio 3 drony – podaje Taiwan News.
Jednak nie wszyscy właściciele dronów są na tyle odpowiedzialni, żeby zawiadomić o wypadku i pokryć szkody spowodowane przez ich maszyny - większość ucieka z miejsca zdarzenia lub porzuca niezdolne do lotu urządzenia.
Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley opracowali system, który pozwoliłby rejestrować takie zachowania, wprowadzając coś na podobieństwo tablic rejestracyjnych dla dronów. Projekt LightCense zakłada umożliwienie identyfikacji zdalnie sterowanych statków powietrznych dzięki zastosowaniu unikalnych sekwencji świetlnych wyświetlanych przez kolorowe diody LED zainstalowane na dronie. Dzięki temu sprawcy wypadków i szkód w przestrzeni publicznej spowodowanych przez drony nie byliby już bezkarni.
System identyfikacji dronów proponowany przez Amerykanów zakłada, że każda sprzedawana maszyna musiałaby posiadać kilka wielokolorowych diod LED, które podczas lotu wyświetlałyby unikalną sekwencję świateł. Pozwalałaby to zidentyfikować zarówno urządzenie jak i jego właściciela.
Niepowtarzalna sekwencja świecących LED-ów byłaby rozpoznawana przez dedykowane temu oprogramowanie za pośrednictwem np. kamery smartfona. Aplikacją mobilną do identyfikacji maszyn dysponowałaby policja i służby porządkowe, tak aby przedstawiciele prawa mogli szybko ustalić kto jest właścicielem drona i czy posiada ważną licencję pilota (jeśli jest ona wymagana na terenie danego kraju). Aby system był skuteczny potrzebne jest zatem wprowadzenie odpowiednich regulacji prawnych jako standardu w wielu krajach, tak jak ma to miejsce w przypadku oznakowania samochodów.
Źródło: LightCence via LEDinside
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |