Wczorajsze wybory w Wielkiej Brytanii przyniosły nieoczekiwany wynik. Brytyjski minister ds. Zmian Klimatycznych Ed Davey, który z ramienia partii Liberalnych Demokratów zabiegał o subsydia dla farm wiatrowych na lądzie i morzu, utracił swe miejsce w parlamencie brytyjskim i podał się do dymisji.
Ed Davey szczycił się w swej akcji wyborczej „masywnym zwiększeniem” udziału OZE w produkcji energii elektrycznej i był sztandarową postacią brytyjskiego ruchu "zielonych". Jest on pierwszym od 1997 roku urzędującym ministrem brytyjskim, który utracił swój mandat wyborczy[1]. Prowadził on z ramienia Wielkiej Brytanii negocjacje na konferencjach o ociepleniu globalnym w Katarze, w Polsce i w Peru, ale nie będzie już jej reprezentował na konferencji w Paryżu.
Natomiast triumf święci premier brytyjski David Cameron. W swoich wystąpieniach przedwyborczych premier Cameron przyrzekł zatrzymać projekt farmy wiatrowej na lądzie w hrabstwie Montgomery, jeśli zostanie wybrany. „Chciałbym wyraźnie zapowiedzieć – oświadczył Cameron – że jeśli utworzymy rząd partii konserwatywnej, to utniemy wszystkie subsydia dla farm wiatrowych na lądzie i pozwolimy miejscowemu społeczeństwu decydować o ich losie. Jedyny sposób, by ludzie zatrzymali budowę farm wiatrowych na lądzie to glosowanie na partię konserwatywną. Zwycięstwo konserwatystów będzie oznaczać koniec farm wiatrowych. Jeśli tego chcecie, musicie głosować na konserwatystów”[2].
I oto konserwatyści odnieśli pełne zwycięstwo. Społeczeństwo brytyjskie dało im 323 miejsca w parlamencie, co zapewnia konserwatystom większość i utworzenie rządu bez potrzeby sojuszu z żadną partia[3]. Eksperci zwracają uwagę, że głównym zadaniem nowego rządu będzie zapewnienie Wielkiej Brytanii stabilnych dostaw energii elektrycznej, które są zagrożone wskutek dotychczasowej polityki zielonych, która doprowadziła Wielką Brytanię na skraj przymusowych wyłączeń w razie braku wiatru[4].
Dr inż.Andrzej Strupczewski, prof. ndzw NCBJ
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |