Grenlandczycy i Duńczycy poczynili pierwsze kroki do porozumienia w sprawie wydobycia grenlandzkiego uranu, jednak możliwe zyski (oraz zagrożenia dla bezpieczeństwa) są tak duże, że konflikt dyplomatyczny jest nadal niewykluczony – informuje serwis EurAktiv.
Wczoraj miało miejsce spotkanie między premierami Grenlandii i Danii by rozstrzygnąć kwestię wydobycia uranu i innych rzadkich pierwiastków z terytorium wyspy. Z uwagi na wzajemne relacje grenlandzko-duńskie, sprawa wydobycia uranu budzi wiele emocji, będąc dla Grenlandczyków możliwym źródłem zysków i większej niezależności od Danii, a dla Duńczyków – dalszą utratą kontroli nad swoim dawnym terytorium i możliwym zagrożeniem dla bezpieczeństwa.
Grenlandzka droga do wolności
Grenlandia jest największą wyspą na świecie (ponad 2,1 mln km2) , ale jednocześnie małym państwem pod względem liczby ludności – ma tylko ok. 55 tys. obywateli (z czego ponad jedna czwarta mieszka w stolicy – Nuuk), co czyni ją najrzadziej zaludnionym państwem świata. Obywatelami w większości (85 proc. wedle danych rządu) są Inuici, którzy przybyli tam w IX w. n. e. Ok. dwustu lat później zaczęli tam przybywać pierwsi Skandynawowie.
Z początku byli to Norwedzy, a po przejęciu korony norweskiej przez Danię w XIV w. – Duńczycy. Od tamtej pory aż do XX w. Grenlandia była częścią Danii. W 1953 r. Kopenhaga przyznała wyspie pierwsze prawa autonomiczne, rozszerzone w 1979 r.
W 2008 r. odbyło się na wyspie referendum, w wyniku którego Grenlandia stała się niepodległym państwem. Jednak Dania zachowała kilka obszarów pod własną jurysdykcją, w tym sprawy zagraniczne oraz kwestie związana z obroną i bezpieczeństwem.
Należy zauważyć, że Grenlandia była krótko członkiem Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (jednej z poprzedniczek UE) – była w nią włączona jako część Danii wraz z akcesją tego państwa w 1973 r. Dziesięć lat później, już jako terytorium autonomiczne, w wyniku referendum zdecydowała się z niej wystąpić. Jedną z głównych przyczyn były spory na temat polowań na foki i wykorzystania materiałów tak pozyskanych.
Ostatnim źródłem napięć pomiędzy Grenlandią a Danią jest kwestia możliwości wydobycia i sprzedaży uranu i innych rzadkich pierwiastków (obecnie wydobywanych prawie wyłącznie w Chinach), których duże złoża są na terenie wyspy.
W Akcie o Samostanowieniu z 2009 r. prawa do zasobów mineralnych wyspy zostały przekazane rządowi w Nuuk, ale biorąc pod uwagę możliwe militarne zastosowania uranu, Kopenhaga uważa, że powinna mieć wpływ na ewentualne wydobycie rudy tego pierwiastka na terenie Grenlandii.
Premier Danii Helle Thorning-Schmidt stwierdziła, że „uran w sposób oczywisty jest dobrem szczególnym i przez to powinna być zawarta w tej kwestii specjalna umowa pomiędzy nami a Grenlandią”.
W ciągu ostatnich miesięcy sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, jako że we wrześniu rząd w Nuuk opublikował raport, wedle którego Grenlandia ma pełne i wyłączne prawo do zarządzania surowcami, w tym uranem, których źródła są na jej terytorium.
Eksperci wskazywali na kolizyjność kursów obranych przez oba państwa. Sytuacja dodatkowo się zaostrzyła podczas wrześniowego spotkania obu premierów, które Thorning-Schmidt podsumowała krótkim: „zgodziliśmy się, że się ze sobą nie zgadzamy”.
Jednak perspektywa rozpoczęcia wydobycia uranu (i innych potencjalnie niebezpiecznych surowców) wywołała żywiołową reakcję ekologów. Ich protesty były jednym z czynników, które przyczyniły się do tego, że w październikowym głosowaniu w parlamencie o zniesieniu ustawy „zera tolerancji dla uranu w Grenlandii” rząd premier Aleqi Hammond, wbrew wcześniejszym przewidywaniom, wygrał tylko jednym głosem (15 za, 14 przeciw).
Wczorajsze spotkanie zakończyło się zgodą na podpisanie umowy o współpracy w kwestii wydobycia uranu, ale nadal można było wyczuć napięcie pomiędzy oboma państwami. Hammond oddała je najlepiej, mówiąc, że „chcemy współpracować, ale Dania musi zrozumieć, że to my mamy wyłączne prawo do uranu na naszym terytorium , w tym do decydowania o jego wydobyciu”.
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |