Zastępowanie zamykanych elektrowni węglowych w USA to największy potencjalny rynek dla małych reaktorów jądrowych – ocenił Christofer Mowry, szef Generation mPower – filii koncernu Babcock&Wilcox, pracującej nad najbardziej zaawansowanym projektem tego typu.
– W USA jest kilkaset elektrowni węglowych o mocy kilkuset MW każda, które będą musiały być zamykane ze względu na wyeksploatowanie, bo wiele z nich podchodzi jeszcze z lat 50. Ocenia się, że w ciągu najbliższych 5-10 lat wyłączonych zostanie ok. 45 GW mocy węglowych. Właśnie takie elektrownie może zastąpić nasz reaktor mPower. Nie trzeba przerabiać sieci wyprowadzającej moc, bo moc jest porównywalna. Ze względu na umieszczenie pod ziemią mPower ma niewielką strefę bezpieczeństwa wokół - rzędu 300 m, zazwyczaj wystarczy teren starej elektrowni, bez ingerencji w budynki czy instalacje, które z czasem powstały wokół – mówił prezes Generation mPower.
Mowry zauważył też, że w USA pojawia się coraz więcej źródeł odnawialnych, jak np. wiatr, a to oznacza poważne wyzwania przy bilansowaniu sieci energetycznej, bo źródła te pracują niestabilnie.
– Nasz reaktor może bardzo szybko zmieniać moc wyjściową, tak by nadążyć za zmianami mocy z tych źródeł. Istniejące elektrownie jądrowe zazwyczaj pracują ze stałą mocą – powiedział.
Projekt SMR (ang. Small Modular Reactor) Babcock&Wilcox zyskał ostatnio finansowe wsparcie amerykańskiego Departamentu Energii, który przekazał ponad 450 mln dol. na dokończenie projektu, procesu certyfikacji i licencjonowania oraz budowę prototypu w Clinch River Site w stanie Tennessee. W budowie ma pomóc Tennessee Valley Authority - częściowo państwowa instytucja wspierającą niektóre inwestycje, uznane za strategiczne.
– Projekt był przez kilka lat prowadzony wyłącznie za prywatne pieniądze, ale potrzebowaliśmy pewnego wsparcia, bo nigdzie na świecie reaktor jądrowy nie powstał bez udziału państwa – powiedział PAP Mowry.
Ostatecznie pomoc amerykańskiego rządu ma stanowić ok. 20% wszystkich nakładów. Dzięki temu będzie można dotrzymać harmonogramu i rozpocząć budowę prototypu w 2017 r., tak aby w 2021 r. reaktor już działał.
Jak dodał prezes Generation mPower, firma nie mamy żadnych sygnałów od regulatora, aby były potrzebne jakieś nowe szczególne rozwiązania regulacyjne.
– Od kilku lat amerykański regulator NRC wymaga odporności na uderzenie samolotu pasażerskiego, ten warunek my spełniamy o tyle łatwiej, że cały reaktor znajduje się pod ziemią. W budynkach na powierzchni są tylko np. urządzenia klimatyzacyjne. Nakłady inwestycyjne dla mPower są znacznie niższe niż dla dużych reaktorów, powinny być rzędu 1,5 mld euro dla podstawowej konfiguracji, czyli instalacji składającej się z dwóch reaktorów o mocy do 180 MWe każdy. To znacznie mniej niż cena klasycznego, dużego reaktora, na który obecnie wielu firm energetycznych po prostu nie byłoby stać – podkreślił Christofer Mowry.
Mowry zaznaczył, że podejście do projektu było zupełnie inne niż do projektów dużych reaktorów, a dzięki zamknięciu w zbiorniku najważniejszych urządzeń, z bezpośredniego otoczenia reaktora znika wiele skomplikowanych instalacji.
– Zmniejszając moc i wymiary, znacząco redukujemy wielkość i koszty budowy całego obiektu, ale to nie jest po prostu pomniejszony duży reaktor i jego instalacje, różnice są znacznie głębsze. Cały reaktor, wraz z innymi kluczowymi elementami, jak wytwornica pary czy pompy jest zamknięty w jednym zbiorniku, długości 25m i średnicy 4m. Dzięki temu, całość można złożyć w fabryce i przetransportować na miejsce, a to jest znacząco tańsze niż montaż poszczególnych elementów na placu budowy – ocenił w rozmowie z PAP Mowry.
Źródło: PAP
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |