Przełom roku, ze względu na święta Bożego Narodzenia, Nowy Rok a także szkolne przerwy w nauce, powoduje zwiększenie się pasażerskiego ruchu lotniczego. W związku z tym Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) przypomina w jaki sposób bezpiecznie przewozić w samolocie przenośne urządzenia elektroniczne, które w niektórych przypadkach mogą spowodować zagrożenie.
Wielu użytkowników takich urządzeń elektronicznych jak telefony komórkowe, laptopy, tablety, powerbanki czy papierosy elektroniczne, często nie ma świadomości, że mogą one stanowić zagrożenie pożarowe, w przypadku gdy dochodzi do ich przegrzania. – Akumulatory litowo-jonowe po zapłonie są bardzo trudne do ugaszenia. Podczas reakcji termicznych generują tlen, a zawarte w nich metale lekkie takie jak np. lit w konsekwencji podtrzymują ten ogień. Dodatkowo ich spalanie jest gwałtowne i wydziela dużą ilość gazów – mówi Artur Malinowski, dyrektor techniczny w firmie BMZ Poland, która specjalizuje się w projektowaniu i produkcji inteligentnych systemów podtrzymywania oraz magazynowania energii.
Jak informuje EASA przenośne urządzenia elektroniczne, jeśli jest to możliwe, powinny być przewożone w kabinie pasażerskiej, by w razie wystąpienia ryzykownego przegrzania urządzenia, załoga mogła w szybki sposób zareagować. Jednak jak podaje EASA, wiele linii lotniczych na Starym Kontynencie wprowadza własne, wewnętrzne procedury, które obligują pasażerów do przewożenia przenośnego sprzętu elektronicznego w bagażu rejestrowanym.
Baterie litowo-jonowe wśród wszystkich dostępnych na rynku mają najwyższą gęstość energii, dzięki czemu są po prostu bardziej wydajne, co oznacza, że urządzenia wyposażone właśnie w te baterie będą działały dłużej. – Większa gęstość energii przekłada się na większe ryzyko. Jednakże przy odpowiednim zabezpieczeniu i traktowaniu tej baterii nie jest ona wcale niebezpieczna. Pamiętajmy, że w samochodach używamy gazu czy benzyny, a jednak nauczyliśmy się z nich korzystać w taki sposób, by nie stwarzać zagrożenia – tłumaczy Artur Malinowski.
W jaki więc sposób powinniśmy korzystać z tych urządzeń w samolotach, żeby robić to całkowicie bezpiecznie? – Najlepszym rozwiązaniem jest po prostu wyłączenie tych urządzeń. Jednak jeśli już musimy ich użyć, to na pokładzie samolotu nie powinniśmy ich ładować np. z powerbanku. Częstym błędem jest również uprawianie tzw. multitaskingu, czyli otwierania wielu aplikacji w urządzeniu, które je przeciążają i powodują ich przegrzewanie. Większość z nas zabezpiecza także drogie urządzenia za pomocą miękkich etui, które tworzą izolację termiczną. Zapominamy o tym, że ciepło wygenerowane przez baterię podczas intensywnej pracy musi się gdzieś rozproszyć – tłumaczy ekspert z BMZ Poland.
– Pamiętajmy też, że w samolocie ciśnienie jest zmienne, a to także wpływa negatywnie na baterie. Jeśli woda na wysokości przelotowej wrze w około 94 stopniach Celsjusza, to elektrolit w baterii też będzie reagował na temperaturę inaczej niż na ziemi. W związku z tym optymalny zakres temperatury pracy baterii w samolocie też będzie mniejszy – podsumowuje Artur Malinowski.
W przypadku gdy jednak urządzenia elektryczne są zbyt dużych gabarytów, by móc je przewozić w kabinie samolotu, EASA zaleca liniom lotniczym, by upewniały się i informowały pasażerów o tym, żeby je całkowicie wyłączyć. Konieczne jest również skutecznie ich zabezpieczenie przed przypadkową aktywacją oraz uszkodzeniem. Ważne jest także, by nie pakować ich w tym samym bagażu z materiałami łatwopalnymi takimi jak perfumy i aerozole oraz wyjmować z nich zapasowe akumulatory.
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |