Miała być jedna umowa zamiast dwóch, zawierana na sprzedaż i dostawę energii elektrycznej. To tańsze i prostsze rozwiązanie dla konsumentów, ale energetyczne koncerny od prawie dwóch lat nie mogą się w tej sprawie porozumieć. A to opóźnia sam proces liberalizacji rynku.
Prezes URE dał spółkom obrotu i dystrybucji czas do końca kwietnia na zawarcie porozumienia w sprawie zasad stosowania umów kompleksowych, czyli jednej umowy na sprzedaż i dostawę energii elektrycznej. Nic nie wskazuje na to, by jeszcze w tym miesiącu miało dojść do porozumienia. URE teraz liczy na to, że uda się to na początku maja.
– Niestety, nie mamy narzędzi dyscyplinujących. My możemy tylko prosić o to, żeby dostawcy porozumieli się z dystrybucją. Wydaje mi się, że prośba URE powinna być prośbą nie do odrzucenia. Ponieważ jesteśmy istotnym partnerem dla sektora zarówno sprzedażowego, jak i dystrybucji, to nasz głos powinien być wysłuchany – uważa Maciej Bando.
URE chce, by istniała możliwość zawierania jednej umowy (tzw. kompleksowej) na sprzedaż i dostawę energii elektrycznej. Byłoby to tańszym i prostszym rozwiązaniem dla odbiorców w razie zmiany sprzedawcy. W konsekwencji zwiększyłoby to konkurencyjność na tym rynku.
– Widzimy, że sektor jest oporny. Brak porozumienia w sprawie umowy kompleksowej tłumaczy różnymi trudnościami – brakiem odpowiednich systemów informatycznych, komplikacjami, których my nie rozumiemy – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Maciej Bando, wiceprezes Urzędu Regulacji Energetyki.
URE wymaga od koncernów energetycznych, by wypracowały jeden wspólny wzór umowy. Każdy sprzedawca energii będzie musiał zawrzeć z operatorem systemu dystrybucyjnego (do którego należy sieć, na obszarze której sprzedawca chce obsługiwać klientów) tzw. GUD kompleksowy, czyli generalną umowę dystrybucyjną. Prezes Urzędu Regulacji Energetyki podejmie decyzję o uwolnieniu rynku energii tylko wówczas, gdy konsumenci będą mogli z łatwością zmieniać sprzedawcę prądu.
newseria.pl
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |