Polskie zasoby węgla brunatnego skończą się w ciągu najbliższych 20 lat, a wydobywanie węgla kamiennego przestało się opłacać, co sprawia, że jego import stale rośnie. Należy więc znaleźć inne źródła energii, bo upadł mit, że polska energetyka jest samowystarczalna – uważa dr Michał Wilczyński, były Główny Geolog Kraju.
Produkcja energii elektrycznej w Polsce w prawie 90% niezmiennie od lat opiera się na węglu. To stanowi coraz większe zagrożenie dla gospodarki. Trwa gorąca dyskusja nad budową dwóch elektrowni na węgiel kamienny po 900 MW w Opolu, do której przymierza się Polska Grupa Energetyczna. Energia elektryczna z tych bloków miałaby służyć zapewnieniu bezpieczeństwa energetycznego Polski. Pod znakiem zapytania stoi jednak opłacalność tej inwestycji.
– Zasoby węgla brunatnego kończą się do 2035 roku. W przypadku węgla kamiennego od 20 lat straty zasobów eksploatowanych wynoszą 86% biorąc pod uwagę relację wydobytych ton węgla na powierzchnię do tego co pozostaje i co jest w zasadzie nie do odzyskania metodami górnictwa podziemnego. I zaczyna być widać tendencję, że szybko rośnie import węgla – mówi dr Michał Wilczyński, ekspert ds. paliw i energii, były Główny Geolog Kraju.
Dodatkowo koszty wydobywania surowca stale rosną.
– W Zagłębiu Górnośląskim, żeby sięgnąć po nowe zasoby, trzeba zejść poniżej tysiąca metrów. Oznacza to, że koszty wydobycia będą rosnąć w tempie geometrycznego postępu. Na głębokości tysiąca metrów jest dużo wyższe zametanowanie, temperatura skał otaczających wynosi +40oC. Jaki górnik będzie w stanie w takich warunkach pracować? Trzeba wprowadzić klimatyzację, a to podwyższa koszty – zwraca uwagę ekspert.
Dodaje, że nie spodziewano się tego, że wydobycie węgla będzie spadać tak gwałtownie. Jak wynika z danych resortu gospodarki w ubiegłym roku polskie kopalnie wydobyły blisko 80 mln ton. 20 lat temu było to ok. 130 mln ton.
– Około roku 2030 polskie górnictwo węgla kamiennego nie będzie w stanie wydobywać więcej niż 47 milionów ton. Musimy sobie zadać pytanie, czy chcemy oprzeć energetykę na węglu, a zatem na imporcie. Czy mamy budować nowe elektrownie, które będą funkcjonować następnych 50 lat. Trzeba wziąć także pod uwagę ceny węgla w imporcie, na otwartym rynku – podkreśla dr Michał Wilczyński.
Surowiec sprowadzany z Rosji czy z Afryki Południowej jest tańszy niż ten z polskich kopalni. Tym bardziej, że zgodnie z unijnym prawodawstwem nie ma już możliwości dotowania kopalń.
Coraz większym problemem jest więc węgiel zalegający na hałdach w polskich kopalniach, którego elektrownie nie chcą kupować.
– Przed tą zimą przy kopalniach mieliśmy 8 mln ton węgla na zwałach, których po prostu nikt nie chciał kupić. Elektrownie miały trzykrotnie większe zapasy niż rok temu i do tego był jeszcze bardzo wysoki import – informuje dr Michał Wilczyński.
newseria.pl
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |