Reaktor jądrowy ze stopionym rdzeniem można bezpiecznie rozebrać, tak stało po awarii w Three Mile Island. To możliwy scenariusz po opanowaniu sytuacji w elektrowni Fukushima - ocenia specjalista ds. bezpieczeństwa jądrowego prof. Andrzej Strupczewski.
W 1979 r. w amerykańskiej elektrowni Three Mile Island (TMI) doszło do awarii jednego z reaktorów typu PWR (ciśnieniowy reaktor wodny - PAP). Jak potem ustalono, po niewielkiej usterce wskutek błędnych działań załogi, w reaktorze spadł poziom wody i stopił się rdzeń. Do atmosfery - podobnie jak w elektrowni Fukushima - wypuścić trzeba było część radioaktywnych gazów spod obudowy bezpieczeństwa. W większości był to szlachetny gaz krypton-85, niewielki procent stanowił niebezpieczny dla ludzi izotop jodu - I-131.
Jak powiedział w rozmowie z PAP Strupczewski, niemal cały I-131 pozostał w wodzie, którą zalane było dno obudowy bezpieczeństwa, na zewnątrz wydostała się tylko jedna milionowa część tego izotopu. "Po około trzech miesiącach, aktywność jodu spadła do bezpiecznego poziomu. Wtedy w sposób kontrolowany wypuszczono spod obudowy radioaktywne gazy, głównie szlachetny krypton. Amerykanie byli przekonani, że ponieważ wydzielenia aktywności poza obudowę są tak małe, to niemożliwe, by rdzeń był stopiony. Okazało się jednak, że wydzielenia były tak małe, bo reaktor był zalany wodą, która go chłodziła" - powiedział profesor.
Jak mówił, że po upływie kilku lat zaczęto badać rdzeń reaktora i wtedy stwierdzono, że jest stopiony. "Wszystkich bardzo ciekawiło, dlaczego mimo stopienia rdzenia, zbiornik reaktora nie uległ rozerwaniu" - mówił, dodając, że okazało się, iż w trakcie awarii do zbiornika wtryśnięto ok. dwóch metrów sześciennych wody i ta ilość wystarczyła, by stopiony rdzeń nie przepalił zbiornika.
Strupczewski dodał, że w połowie lat 80. rdzeń został pocięty i po kawałku wywieziony na składowisko odpadów. "Zbiornik też został pocięty i wywieziony na składowisko, bo też był skażony od wewnątrz. Można go odkażać, ale w TMI prawdopodobnie nie było sensu, bo był mocno nadwyrężony" - dodał.
"Amerykanie postanowili, że będą rozbierać oba bloki jednocześnie. Pozostałości uszkodzonego bloku znajdują się pod stałą kontrolą i obserwacją. Kiedy skończą eksploatację działającego bloku - za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat - będą starali się to rozebrać" - powiedział Strupczewski, dodając, że to jest też możliwy scenariusz dla Fukushimy.
"Nie wiem, co zrobią Japończycy, możliwe, że coś zbudują wokół tych bloków, by się nie rozprzestrzeniały produkty rozszczepienia. Tam nie będzie dużego niebezpieczeństwa, bo skoro wszystko zostanie zalane betonem, to nic się nie wydostanie i wszystko będzie czekało aż +wystygnie+" – dodał.
Prof. Strupczewski powiedział też, że demontaż elektrowni jądrowej można zacząć pięć-sześć lat po jej zamknięciu. Ale najkorzystniejszy moment to ok. 60 lat od zamknięcia, kiedy pozostaną tylko te izotopy, na których zniknięcie trzeba czekać setki tysięcy lat.
"Przemysł jądrowy np. w USA czy Niemczech demontował już kilka elektrowni i doświadczenie wskazuje, że nie jest to wcale problemem. Elementy najbardziej skażone, których ludzie się najbardziej boją, są stosunkowo nieduże i można je łatwo zdemontować czy pociąć" - powiedział.
Jego zdaniem, największym problemem jest wymaganie, by elektrownia została rozebrana "do zielonego pola", czyli żeby na jej miejscu nie było żadnego dodatkowego promieniowania. "Tymczasem powstaje pytanie, czy aktywność, która pozostanie, pochodzi z elektrowni, czy jest spowodowana naturalnym promieniowaniem" - zauważył.
Awaria w TMI jest uważana za najpoważniejszy po Czernobylu wypadek w energetyce jądrowej. Nikt nie zginął, wieloletnie badanie nie potwierdziły bezpośredniego wpływu uwolnionej radioaktywności na zdrowie ludzi.
Według ostatnich doniesień, w uszkodzonej w marcu w 2011 r. przez tsunami japońskiej elektrowni Fukushima trwa chłodzenie trzech reaktorów oraz położonych przy nich basenów z wypalonym paliwem. Prawdopodobnie rdzenie dwóch reaktorów uległy przynajmniej częściowemu stopieniu, są podejrzenia, że uszkodzone są też obudowy bezpieczeństwa.
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |