Profesor Frantiszek Hezouczky, były dyrektor elektrowni atomowej w Temelinie, uważany za jednego z największych specjalistów z zakresu energii jądrowej w Czechach, został przyłapany z prętami paliwowymi w swojej aktówce - poinformowały media w Czechach.
Kierownictwo elektrowni tłumaczy, że choć zostały naruszone wszystkie przepisy bezpieczeństwa, paliwo nie stwarzało zagrożenia. Radioktywność "była na granicy wykrywalności i w nieznacznym stopniu przewyższała poziom występujący w przyrodzie" - powiedział Ladislav Krziż, rzecznik zakładów energetycznych CzEZ, właściciela Temelina.
Dzienniki podkreślają, że mężczyzna trzymał w teczce aż dwa pręty paliwa do reaktora. Sprawę wyjaśnia Państwowy Urząd ds. Bezpieczeństwa Jądrowego i policja ds. przestępczości zorganizowanej.
Sprawa wyszła na jaw dość nieoczekiwanie. Profesor bez problemów wniósł na teren elektrowni materiał radioaktywny. Kłopoty zaczęły się dopiero przy wyjściu, gdy systemy alarmowe wykryły próbę wyniesienia paliwa na zewnątrz. Zabieranie materiałów rozszczepialnych poza teren elektrowni jest zabronione, a jakiekolwiek prace z paliwem jądrowym i substancjami radioaktywnymi znajdują się pod ścisłym nadzorem.
Profesor tłumaczył, że materiał radioaktywny miał zamiar zademonstrować swoim studentom podczas zajęć. Grozi mu do pięciu lat więzienia w przypadku gdy policja i urząd ds. bezpieczeństwa jądrowego wykażą, że profesor naruszył prawo. Pewne jest, że zostanie ukarany pracownik elektrowni, który wydał Hezouczkyemu pręty paliwowe.
Źródło: PAP
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |