Zagospodarowanie i składowanie odpadów promieniotwórczych to jeden z wciąż nierozwiązanych problemów, wiążących się z eksploatacją elektrowni jądrowych - uważa ekolog Radosław Gawlik. O konsekwencjach awarii w Czarnobylu mówili też w Warszawie eksperci z Białorusi.
Spotkanie "Energia jądrowa i energie alternatywne: mity i rzeczywistość" zorganizowane przez Społeczny Instytut Ekologiczny, odbyło się w poniedziałek w Warszawie, 24 lata po awarii elektrowni jądrowej w Czarnobylu.
"Ostatnio słyszy się o renesansie energetyki jądrowej, tymczasem w zasadzie brak jest nowych argumentów, które świadczą na jej korzyść" - mówił podczas konferencji Radosław Gawlik ze Stowarzyszenia Ekologicznego "Eko-Unia" i były wiceminister środowiska.
Jak powiedział, przez 60 lat stosowania technologii nuklearnych wciąż nierozwiązany pozostaje problem zagospodarowania i składania odpadów wysoko radioaktywnych, co przyznają nawet zwolennicy energetyki jądrowej. "Radionuklidy zawarte w odpadach z elektrowni emitują od 20 do 100 razy więcej promieni gamma, niż złoża naturalne. Jest to śmiercionośny prezent dla naszych potomków" - mówił Gawlik.
Odpady radioaktywne składuje się obecnie na terenach elektrowni jądrowych w tzw. basenach chłodzących. "To są miejsca bardzo słabo zabezpieczone np. przed atakiem terrorystycznym. Gdyby taki atak był przeprowadzony, to jego skutki przewyższyłby konsekwencje wybuchu elektrowni w Czarnobylu" - prognozował Gawlik.
Dewastujący wpływ na środowisko i zdrowie ludzi ma również uran. Szkodliwy może być nawet sam proces jego wydobycia. Jak podawał Gawlik, w latach 1946-1990 w Niemczech wschodnich na raka płuc zmarło ponad 7 tysięcy górników, którzy wydobywali uran w kopalniach.
Biorący udział w dyskusji zwrócili jednak uwagę, że obecnie przy wydobyciu tego surowca stosuje się odpowiednie zabezpieczenia i maski, które w znacznym stopniu chronią przed niebezpieczeństwem.
Gawlik zauważył, że zaletą elektrowni jądrowej może być stosunkowo niska emisja dwutlenku węgla. "Elektrownia jądrowa emituje 1/3 CO2 w stosunku do porównywalnej elektrowni na gaz" - powiedział.
Jak tłumaczył, nie jest prawdą, że Czarnobyl był graniczną datą, po której nie było już żadnych katastrof związanych z energetyką jądrową. "W 2003 roku zdarzył się wypadek w elektrowni jądrowej Paks na Węgrzech, a w 2007 i 2009 awarii uległa elektrownia Krummel w pobliżu Hamburga" - podawał Gawlik.
Zwrócił również uwagę, że z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego kraju i ryzyka np. awarii powinno pojawić się pytanie, czy bezpieczne jest budowanie scentralizowanych źródeł energii. "Bezpieczniej byłoby wybudować 250 elektrowni wiatrowych czy biogazowni o mocy 4 MW niż 1 blok o mocy 1000 MW" - zauważył Gawlik.
Jego zdaniem, wątpliwa jest również dostępność do paliwa uranowego. "Uran musimy importować, a większość jego złóż znajduje się w krajach politycznie niestabilnych" - wyjaśniał.
Zwrócił również uwagę na rzeczywiste koszty budowy elektrowni jądrowej. Zgodnie z programem Polskiej Energetyki Jądrowej w latach 2016-2020 powinna powstać w Polsce pierwsza elektrownia jądrowa. Koszty budowy tego typu obiektów zazwyczaj nie uwzględniają kosztów składowania odpadów promieniotwórczych. "Jeżeli będą nimi obciążani podatnicy, to powinny być one ujawnione i wliczone w całkowity koszt budowy elektrowni jądrowej" - mówił Gawlik.
Debatę zorganizowano 24 lata po awarii elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Jak tłumaczył Siarhei Lazarevich z Instytutu Radiologii w białoruskim Mohylewie, po awarii w Czarnobylu skażeniu cezem-137 uległo 2,5 mln ludzi na 22 proc. terytorium tego kraju. Mieszkańców 470 miejscowości przesiedlono w czyste miejsca. "Dlatego już teraz trzeba się zastanowić co zrobić i jak się zachować, nawet jeśli ryzyko awarii elektrowni jądrowej jest tylko minimalne" - powiedział.
Według Siarheia Kuntsevicha, prezesa białoruskiego stowarzyszenia "Lekarze dla środowiska", konsekwencją czarnobylskiej awarii był 12-krotny wzrost zachorowań na raka tarczycy u dorosłych i 39-krotny u dzieci, w porównaniu z danymi poprzedzającymi katastrofę.
"Cała Białoruś to obszar z naturalnym brakiem jodu. Najgroźniejszy dla mieszkańców był więc radioaktywny jod, który na całej Białorusi tarczyce chłonęły jak gąbki" - mówił. Do rezultatów napromieniowania zaliczył również m.in.: raka krwi, choroby układu krążenia, zaburzenia psychoneurologiczne, wady wrodzone. EKR
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |