Powiedzcie jak to jest, że kiedy ludzie mają w domu problem z instalacją gazową to zawsze traktują sprawę poważnie i dzwonią od razu po gazownika. W takiej sytuacji nikt bez kompetencji nie myśli o tym, żeby coś naprawiać na własną rękę, bo przecież laik nie będzie igrał ze śmiertelnie niebezpiecznym gazem. Jasne jest, że trzeba wezwać fachowca, nawet jeśli to niewielka usterka, bo jeszcze wybuchnie i tragedia gotowa.
Zupełnie inaczej jest przy awariach instalacji elektrycznej. Bardzo często spotykam się z tym, że mimo braku uprawnień czy podstawowej wiedzy ludzie sami biorą się za naprawianie. Prąd przecież nie wybuchnie jak gaz, ale czy faktycznie jest mniej niebezpieczny? Prawda jest taka, że napięcia nie widać, nie słychać, nie można go wyczuć sensorycznie, podczas gdy metan czy inny propan/butan jest jak wiadomo specjalnie nawaniany.
Prąd też jest cichym zabójcą, a mimo to jest lekceważony. Dlaczego ludzie nie są świadomi tego zagrożenia tak jak w przypadku gazu?