Alpinista Adam Lazar, któremu kibicowaliśmy podczas jego niebezpiecznej ekspedycji na Pik Awicenny, drugi co do wysokości szczyt w górach Pamiru, wrócił do domu cały i zdrowy.
Samodzielne przygotowanie tego przedsięwzięcia wymagała od Adama wiele pracy organizacyjnej przy załatwianiu piętrzących się formalności, a także gromadzeniu niezbędnego sprzętu. Podróż do Pamiru odbyła się w kilku odcinkach, najpierw Praga, potem Stambuł i wreszcie Osh, które naszego podróżnika zaskoczyło lotniskiem, wyglądającym z zewnątrz jak inne znane nam porty, urządzonym jednak w stylu azjatyckim, gdzie bagaże nie wyjeżdżają na tradycyjnej taśmie, ale są wydawane wprost z ciężarówek, w asyście uzbrojonych strażników. Atmosfera oczyściła się szczęśliwie dość szybko, podczas poczęstunku przygotowanego dla przyjeżdżających gości. Później, przybyłych śmiałków czekała aklimatyzacja, absolutnie niezbędna przed wspinaczką. Adam, odziany w polar z logo m.in. Kanlux i elektroonline.pl stał się jedną z najbardziej charakterystycznych postaci w trakcie wyprawy. Polacy natychmiast go rozpoznawali, a nawet udało mu się spotkać znajomą swojej koleżanki z pracy, jak widać świat jest bardzo mały.
Od początku było wiadomo, że tak wielkiej góry nie można lekceważyć. Szczyt Awicenny to góra, która powstrzymuje wielu potencjalnych zdobywców na dziesiątki sposobów, choroba wysokościowa i ekstremalnie surowe warunki pogodowe to dwa podstawowe. Adam miał okazję się o tym przekonać, najpierw pomagając koledze z innej ekspedycji, który doznał niebezpiecznego obrzęku mózgu, a potem przyglądając się pogodzie, która pod koniec wyprawy zmieniła gwałtownie w burzową, zaprzepaszczając ostatnie nadzieje na wejście na sam szczyt. W zasadzie podczas każdej wyprawy na Awicennę mają miejsce tego typu wypadki jak odmrożenia, wyciąganie śmiałków ze szczelin, obrzęki płuc i mózgu, przysypanie przez lawinę, a nawet śmierć. Adam przyznaje, że to bardzo niewdzięczna góra, usiana gęsto szczelinami, niemiłosiernie siekąca słońcem i lodowatym wiatrem. W trakcie wędrówki wielokrotnie dopadało go zwątpienie we własne siły, jednak do ostatniej chwili się nie poddał.
Dlaczego zatem wszyscy, nie zważając na przeciwności, podejmują tę wspinaczkę? Po pierwsze jest to góra stanowiąca złotą piątkę Śnieżnej Pantery, wyróżnienia przyznawanego wszystkim alpinistom, którym uda się zdobyć wszystkie pięć siedmiotysięczników - najwyższych szczytów byłego Związku Radzieckiego. To też jeden z motywatorów naszego Adama. Po poza tym? Góra kusi także atrakcjami natury estetycznej. Jej wierzchołek góruje nad doliną Ałajską, a widok z grani szczytowej, skąd jak na dłoni widać morze szczytów i lodowców Pamiru z jednej strony i stepy Ałaju z drugiej, zapiera dech w piersiach.
Z powodu pogarszającej się pogody oraz utrudniającej wspinaczkę usterki buta Adam nie wspiął się na sam szczyt, choć był o krok - zabrakło niespełna 200 m. Pamiętamy jednak, że ogromnej odwagi wymaga, by wycofać się, gdy do pokonania zostaje tak niewiele, ale zdrowie i życie są zawsze ważniejsze. Ta ekspedycja była też bardzo cenną lekcją na przyszłość. Adam nie zrezygnował z marzeń o Śnieżnej Panterze i już niedługo planuje ponownie zmierzyć się z Awicenną, choć zanim to nastąpi, na celowniku jeszcze ma inną górę, zastanawiacie się jaką? Jak tylko go spotkacie koniecznie o to spytajcie, bo to bardzo ciekawa opowieść.
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |