– To oczywiste, że istnieje europejskie rozwiązanie kryzysu, ale zależy ono od tego, jak bardzo chcemy go poszukać. Jesteśmy najbogatszą częścią świata, mamy największy rynek wewnętrzny, a pod względem standardu życia przewyższamy wszystkich – uważa prezes Danfossa.
W styczniu Komisja Europejska zaproponowała nową strategię polityki klimatycznej i energetycznej, wyznaczając cele do 2030 r. Przewidują one 40-procentowe ograniczenie emisji gazów cieplarnianych i zakładają, że 27% energii w UE powinno pochodzić ze źródeł odnawialnych. Silne grupy przemysłowe okrzyczały strategię jako „zabójczą dla miejsc pracy”, ponieważ grozi wzrostem kosztów energii dla europejskiego biznesu.
Zdaniem Christiansena ukraińsko-rosyjski kryzys może stać się punktem zwrotnym dla tych, którzy byli sceptycznie nastawieni do wyższych standardów energetycznych i energii odnawialnej jako narzędzia do osiągnięcia energetycznej niezależności. Nowo powołana Komisja Europejska powinna więc szybko przełożyć cele klimatyczne i energetyczne na konkrety. To stworzy popyt na nowe rozwiązania i miejsca pracy, które dziś Europa traci na rzecz Chin czy USA. Co musi zrobić, żeby te miejsca pracy powstały?
– Przede wszystkim musi działać szybko. Gdyby na przykład Niemcy wprowadzili nowoczesne rozwiązania energetyczne, stworzyłoby to miejsca pracy nie tylko w Niemczech, ale w całej Europie – uważa prezes Danfossa.
Po bardziej tradycyjnych miejscach pracy w przemyśle stworzonych po to, by sprostać wyższym standardom energetycznym, powstaną wysoko wykwalifikowane etaty dla inżynierów.
– Gdy zaczyna się produkować, to całkiem naturalne jest zlokalizowanie części rozwoju produktu obok fabryki, nawet jeśli w Indiach czy Chinach jest taniej. Myślę, że coraz więcej Europejczyków zaczyna zdawać sobie z tego sprawę – mówi Christiansen.
Ale czy naprawdę rozważa się lokowanie produkcji np. w Europie Wschodniej, jeśli taniej jest w Chinach?
– Zawsze. Gdy sprzedajemy w Europie, produkujemy w Danii, Niemczech, Polsce i Słowacji, a w Europie Wschodniej możemy produkować na poziomie bardzo podobnym do cen w Chinach. Fabryki w Europie są więc zależne od europejskiego popytu – dodaje Christiansen.
Źródło: Puls Biznesu
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |