W miejscowości Koczergi koło Parczewa (woj. lubelskie) działa biogazownia rolnicza, która – jako pierwsza w Polsce – dostarcza ciepło do szklarni, głównie z pomidorami, zajmujących aż 4 hektary. To wydaje się być jedną z najlepszych metod wykorzystywania energii cieplnej wytwarzanej z biogazu.
Biogazownie to instalacje kogeneracyjne. Oznacza to, że produkują jednocześnie prąd i energię cieplną. Sęk w tym, że tej drugiej często nie ma jak w całości wykorzystać. W każdym przypadku część ciepła wytwarzanego z biogazu zużywa się do podgrzewania komór fermentacyjnych biogazowni. Pytanie, co zrobić z resztą. Dobrym pomysłem, stosowanym już w Polsce, jest ogrzewanie położonych w sąsiedztwie budynków. To jednak, z różnych względów, nie zawsze jest opłacalne. Nie opłaca się np. wtedy, gdy biogazownia leży zbyt daleko od zabudowań, które mogłaby ogrzewać. Wtedy budowanie do nich ciepłociągu nie kalkuluje się.
To w pewnym stopniu odnosi się także do biogazowni rolniczej w Koczergach, która jest oddalona od najbliższych domów o pół kilometra. Jej inwestor, spółka DMG, wybrał inną metodę zagospodarowania wytwarzanego tam ciepła. Wybudował od swej biogazowni ciepłociąg do pobliskich szklarni, znajdujących się w tej samej miejscowości. Ogrzewając je, wykorzystuje w całości energię cieplną ze swej instalacji. Dzięki temu znacząco poprawia "ekonomikę" swego przedsięwzięcia.
To nie jedyny pozytywny wyróżnik biogazowni w Koczergach. Drugi to zastosowanie polskiego innowacyjnego patentu, polegającego na rozdzieleniu fermentacji na dwie fazy i wykorzystaniu prostokątnych zbiorników żelbetowych. Trzecim jest to, że bezpośrednią drogę dojazdową do tego obiektu, którą dowożony jest surowiec do produkcji biogazu, inwestor poprowadził poza terenem zabudowanym i połączył z drogą wojewódzką. To czynnik, który zdecydowanie zmniejsza uciążliwość biogazowni w Koczergach dla otoczenia. Zmniejsza ją też to, że – jak już wyżej napisałem – ów obiekt jest położony w dość dużej odległości od budynków mieszkalnych (pół kilometra od najbliższych). W dodatku bardzo korzystnie względem róży wiatrów, to znaczy na północ od tych zabudowań. Tymczasem w Polsce dominują wiatry z zachodu i z południa. To oznacza, że w Koczergach dość rzadko zdarza się wiatr, wiejący od biogazowni w stronę domostw.
Mimo takich atutów część mieszkańców wsi narzeka na ten zakład. Twierdzą, że gdy z jego kierunku wieje wiatr, to wtedy dochodzi stamtąd przykry zapach. Podkreślają, że jeszcze gorzej jest wówczas, gdy na okoliczne pola wywozi się poferment z biogazowni. – To dla nas bardzo dokuczliwe, bo ten poferment ma obrzydliwy zapach – mówi jeden z mieszkańców. – Podobny do smrodu nieruszanej gnojowicy czy zwierzęcych odchodów.
Andrzej Urzędowski, gminny radny z Koczerg, przyznaje jednak, że poferment z tamtejszej biogazowni jest wywożony tylko dwa razy do roku. Wtedy, gdy zwykle nawozi się uprawy kukurydzy, czyli przed zasiewem w maju i po zbiorze we wrześniu. Ma to miejsce tak rzadko dzięki temu, że biogazownia w Koczergach ma bardzo duże zbiorniki na masę pofermentacyjną. Ich pojemność to aż 12 tys. metrów sześciennych.
Radny Urzędowski mówi jeszcze jedną ciekawą rzecz. – Teraz ta biogazownia dokucza nam dużo rzadziej niż jeszcze kilka miesięcy temu, gdy co 2-3 dni czuć było u nas od niej przeraźliwy smród – opowiada. – Przez ostatnie trzy tygodnie nie czuliśmy go ani razu.
To mogłoby oznaczać, że właściciel instalacji poprawia jej funkcjonowanie w taki sposób, żeby zmniejszyć jej uciążliwość dla otoczenia. Niemniej jednak dziś jest ona tylko incydentalna, o czym przekonałem się, odwiedzając Koczergi kilka tygodni temu. Pojechałem tam pewnego wrześniowego bardzo ciepłego dnia. Taki dzień wybrałem nieprzypadkowo, bo sąsiedzi istniejących biogazowni rolniczych w Polsce mówią często, że są one bardziej uciążliwe podczas upałów, wtedy, gdy jest bardzo ciepło i że w takie dni nawet kiszonka kukurydziana, używana jako surowiec do produkcji biogazu, ma dokuczliwy zapach.
Gdy dotarłem do Koczerg, sąsiedztwa biogazowej instalacji nie było tam czuć. Podjechałem pod samą biogazownię. Jedyny zapach, który jej towarzyszył, to był zapach kiszonki kukurydzianej, jednak tylko w pobliżu miejsca, w którym ją składowano (pewnie dlatego, że była przykryta folią). Jej zapach był dość intensywny i rzeczywiście mógł uchodzić za dokuczliwy. Z drugiej strony rzucało się w oczy, że teren biogazowni jest bardzo zadbany i ładnie urządzony (przyjechałem tam incognito, nie uprzedzając o tym jej właściciela).
Biogazownia rolnicza w Koczergach ruszyła w styczniu tego roku. Jej moc elektryczna to 1,2 MW. Produkuje 3,9 mln biogazu rocznie, z którego wytwarza 9 tys. MWh energii. Jako surowca używa kiszonki kukurydzianej (kukurydza pochodzi z 400 ha pól, należących do właściciela biogazowni), wywaru pogorzelnianego i wysłodków buraczanych z cukrowni.
Jacek Krzemiński, ChronmyKlimat.pl
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |