Plebiscyt mający wyłonić nazwę stadionu w Gdańsku ogłoszono jesienią 2009 roku. Swoje oferty złożyły dwie firmy: PGE i Lotos. Wygrało PGE, ponieważ jej oferta była korzystniejsza cenowo: koncern zaproponował 35 mln zł za nazwę "PGE Arena Gdańsk", którą stadion miałby tytułować się przez 5 lat.
Pomimo, że rozstrzygnięcie plebiscytu miało miejsce pod koniec ubiegłego roku, umowa nie została podpisana. Data graniczna na podpisanie umowy (zawarta w warunkach konkursu) minęła 7 kwietnia. PGE poprosiło o przesunięcie tego terminu o 60 dni, na co uzyskała zgodę BIEG (Biuro Inwestycji Euro Gdańsk 2012 Sp. z o.o.). Regulamin plebiscytu nie uwzględniał żadnych karach umownych dla firmy zwlekającej z podpisaniem umowy.
Eksperci twierdzą, że PGE mogło zarobić kilkaset tysięcy zł nawet z samego faktu, iż mówi się, że firma zostanie sponsorem stadionu.
- Skandalem jest, iż ktoś przez pół roku nie płaci, a lansuje markę - powiedział Kazimierz Koralewski, radny PiS.
Piotr Skiba, radny PO, jest zaniepokojony tym stanem rzeczy. - Poprosimy prezydenta o wyjaśnienia - mówi.
Co w tej sprawie ma do powiedzenia prezes BIEGu?
- Może błąd został popełniony - uważa Ryszard Trykosko. - Ale to już jest musztarda po obiedzie. PGE przysłało projekt umowy. Analizujemy ją, mam nadzieję, że szybko ją podpiszemy. Co będzie, jeśli nie podpiszemy? Wówczas zastanowimy się, czy rozmawiać z Lotosem, czy ogłaszać nowy konkurs - dodaje.
Marcin Kamola z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR twierdzi, że wpisanie kar do regulaminu konkursu byłoby bardzo trudne.
- To nie przetarg, gdzie występuje tzw. okres związania ofertą. Przypadek z PGE powinien dać do myślenia miastom, które także chcą szukać sponsorów nazw stadionów, czy nie lepiej, zamiast ogłaszać konkursy, negocjować z firmami w zaciszu gabinetów - mówi Kamola.
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |