Polska w poniedziałek musiała sięgnąć po awaryjny import energii od aż 4 sąsiadów, aby utrzymać rezerwy mocy na bezpiecznym poziomie. Europejska organizacja operatorów uspokaja jednak, że takie i inne nierynkowe działania powinny generalnie wystarczyć, aby zapobiec wyłączeniom obszarowym lub blackoutom. Jest jeden warunek.
W poniedziałek Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) poprosiły aż czterech sąsiednich operatorów - z Niemiec, Szwecji, Litwy i Ukrainy - o międzyoperatorską pomoc. PSE uzgodniły z nimi awaryjny import mocy do Polski (sięgający w szczycie nawet 1,2 GW) aż przez 15 godzin. Tak dużej ilości energii w ramach międzynarodowej pomocy w ciągu jednego dnia nie importowaliśmy nigdy wcześniej, nawet gdy z powodu awarii stacji transformatorowej w ciągu sekundy z systemu "wypadła" niemal cała elektrownia Bełchatów.
Skorzystanie z tego mechanizmu nie oznacza jednak, że bez niej doszłoby w Polsce do blackoutu. Ze względu na zrównanie się cen na wielu rynkach, bilans handlowy Polski w ciągu godzin szczytowych w poniedziałek miał być bliski zera. Mieliśmy importować z Niemiec ok. 1 GW i podobną ilość eksportować do Szwecji i na Litwę, gdzie ceny dziś były najwyższe. W ramach pomocy międzyoperatorskiej zachowaliśmy jednak część z energii płynącej z Niemiec u siebie i dokupiliśmy jeszcze nieco mocy z Ukrainy. Wszystko po to, aby utrzymać rezerwy w krajowych elektrowniach na odpowiednio wysokim poziomie względem planowanego zapotrzebowania (ok. 2 GW rezerw przy 26 GW zapotrzebowania).
Bez importu awaryjnego zapewne też byśmy sobie poradzili, ale dziś jest poniedziałek, a to stresujący dzień dla operatora systemu. W niedzielę zapotrzebowanie na moc w kraju, a więc i produkcja, znacznie spadają, Wiele starych bloków węglowych jest odstawiana do rezerwy. Po takim odstawieniu niemal zawsze jest tak, że nie wszystkie są w stanie wrócić do pracy - ze względu choćby na naprężenia wynikające z powolnego stygnięcia kotłów, dochodzi do awarii. Przeciągają się też weekendowe remonty. PSE bały się, że w poniedziałek do pracy nie wróci wystarczająco dużo mocy i rezerwa, i tak już napięta, skurczy się do niebezpiecznego poziomu. Dlatego wolały dmuchać na zimne i zawczasu poprosić sąsiadów o pomoc.
Z takiej współpracy operatorzy korzystają dość często. Jeszcze dziś wieczorem o niewielką ilość mocy z Polski poprosiła nas Szwecja, z której pomocy korzystaliśmy w ciągu dnia. W ubiegłym roku Polska była wręcz eksporterem mocy w ramach tego mechanizmy wsparcia (czasami musieliśmy też awaryjnie eksportować energię, bo mieliśmy jej nadmiar).
Międzyoperatorska pomoc jest działaniem pozarynkowym i powinna być wyjątkiem, ale zapewnia bezpieczeństwo pracy poszczególnych systemów. Zdaniem zrzeszenia europejskich regulatorów trzeba się liczyć, że takich pozarynkowych działań tej zimy trzeba będzie podejmować wiele, ale ocenia ona, że to powinno wystarczyć do uniknięcia ryzyka blackoutów czy wielkoobszarowych ograniczeń w dostawach energii. Jest jeden warunek - że nad Europę nie nadejdzie ekstremalnie mroźny i obszerny wyż atmosferyczny.
Czy sytuacja wygląda aż tak źle? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl
REKLAMA |
REKLAMA |
REKLAMA |